kapitan jachtowy
Jest tak dawno na świecie, że przyjaciele nigdy nie pytają go o datę urodzin, bo i po co. Przecież znają go od zawsze. Z żeglarstwem zetknął się już przed wojną, ale tylko w roli pasażera, za to na tak nobliwych jeziorach jak Trockie czy Narocz. Zdarzyła się mu też okazja wykąpania się w Świtezi stąd ma łatwość pisania. Po wojnie znalazł się w Giżycku, też nad nie najmniejszym jeziorem i tam w 1948 roku już na poważnie zaczął żeglować zaś jego towarzyszem żeglarskich bojów był późniejszy założyciel Bazy w Mrągowie - Józek Nowicki.
Zna całą historię powojennego żeglarstwa wraz z regulaminami i innymi bzdetami co przełożyło się później na liczne i dobre koniaki, które jedni stawiali żeby to opisał, a drudzy żeby za Chiny nie. l tak i tak dobrze czyli wszystko dobrze co jest trawestacją powiedzenia prof. Leszka Kołakowskiego: i tak źle i tak niedobrze, wszystko niedobrze.
Ma morzu przepływał na pewno nie mniej jak 20 000 mil i to zawsze nadwodnej żeglugi, niestety wichry dziejowe wcięły biurokrację toteż te pierwsze rejsy są już tylko we własnej pamięci. Pływał zaś z wieloma znanymi, czasem jeszcze przedwojennymi kapitanami, którzy niestety już wszyscy obeszli. Od nich przyswoił maksymę: nie każdy dżentelmen jest żeglarzem, ale za to każdy żeglarz jest dżentelmenem, co zawsze choć bezskutecznie starał się wpajać swym kursantom, jak jednak powszechnie widać bez większego skutku. Widocznie taki już brak pedagogicznego talentu. Z wykształcenia ekonomista od organizacji i techniki transportu morskiego, całe życie zawodowe przepracował dla morza lub na morzu.
Też dało się to przełożyć na wspomniany już wyżej trunek. Od pół wieku mieszka w Szczecinie, który od lat jest w Europie, a może lepiej nigdy z niej nie wybywał stąd nie bardzo rozumie zarówno tych znad Wisły jak i zza Uralu choć odpowiednie języki zna. Najwidoczniej nie potrafi dostroić się do fali. No ale ta dzisiejsza technika tak pędzi naprzód, że trudno się w tym wszystkim połapać. Zawsze jest chętny do podzielenia się swą wiedzą lub doświadczeniem, a ci co tego chcą zawsze potrafią go znaleźć. A choć nieobcy jest mu GPS czy inne cuda jest zwolennikiem tradycyjnej nawigacji na kompas i lornetkę co wynika ze znajomości historii żeglugi. Bo bez GPS-u Kolumb nie tylko do Ameryki dopłynął, ale jeszcze ją odkrył, przez co zresztą mamy te wszystkie atomy, ale bez kompasu by sobie nie poradził. Co zauważywszy, jako że jest życzliwy ludziom i Wam życzy przyjemnej żeglugi.