ODWRÓT SPOD BELLOT STRAIT

Zrzut ekranu 65 2 2Kpt. Andrzej Gryt, utrzymujący codzienny kontakt z Grzegorzem Węgrzynem żeglującym na jachcie Regina R II, opisuje ważny etap jego samotnej arktycznej żeglugi, w tym powody odstąpienia od zamiaru przejśćia na Pacyfik przez Northwest Passage oraz ekstremalnie trudny powrót do Grenlandii.

Późnym popołudniem 14 sierpnia 2022 roku Regina R II staje w dryfie u wejścia do Bellot Strait. Grzegorz rzuca kotwicę nieopodal Fort Ross. Szwajcara, z którym umówił się na wspólne przejście Cieśniny, już nie ma. Grzegorza opóźnił wschodni sztorm w Lancaster Strait o sile 9 B, któremu nie sprostał autopilot. Aby przeczekać wichurę i zażyć choć trochę snu, schronił się w fiordzie Admiralty, co zajęło sporo czasu, gdyż trzeba było popłynąć ponad 20 Mm w głąb i z powrotem. Wymieniliśmy kilkanaście maili celem zorientowania się odnośnie warunków pogodowych, kierunków i siły prądów w Cieśninie. Między godz 0400 a 1500 dnia następnego (15.08.2022) wydarzyła się awaria silnika. Grzegorz podejrzewa awarię rozrusznika. Znów wymieniamy kilkadziesiąt maili, konsutuję się z mechanikami, przesyłam kolejne instrukcje badania i sprawdzania rozrusznika, rozważamy kupno i wysyłkę. Jest to możliwe, ale nie zmieścimy się jednak w czasie i adres jeszcze niepewny. Wszystkie próby spełzły więc na niczym.
Wiatru nie ma, pole lodowe nadciąga i Grzegorzowi zagraża realne niebezpieczeństwo zepchnięcia na brzeg. Wywoływania kanadyjskiego Coast Guardu pozostają bez echa… Póżnym popołudniem 18 sierpnia przychodzi wiatr. Północny, a więc wmordęwind. Dobrze, że chociaż słaby, ale jest . Zaczyna się  halsówka i lawirowanie między krą i growlerami. Grzegorz nazywa to „uprawianiem trójpolówki”.
20 sierpnia wychodzi na Lancaster Strait, lecz wschodni wiatr nie pozwala mu płynąć w kierunku Pond Inlet. Znosi go na zachód. Spotyka statek Coast Guardu i umawia się z nimi w Resolute. Jednak trzeba tam dopłynąć, a prądy nie pozwalają… Grzegorz rozważa możliwość popłynięcia do Gjoa, aby tam naprawić silnik. Łączę się z Jurkiem Kuśmiderem z Vancouver i biorę od niego namiary na policję kanadyjską, aby ewentualnie wezwać pomoc. Grzegorzowi, po żmudnym halsowaniu udaje się jednak dotrzeć 21 sierpnia do Resolute. Niestety, podczas czterodniowego postoju i wielokrotnych prób naprawy, nie udaje się silnika uruchomić.
25 sierpnia rano rusza w kierunku Pond Inlet zaopatrzony w paliwo i z obietnicą powiadomienia o danym mu nakazie tam zawinięcia oraz o monitorowaniu. Droga do Pond Inlet to udręka przeciwnych, sztormowych wiatrów, na przemian z ciszami i znoszeniem przez prądy, na podejściu w wąskim fiordzie pośród wysokich zboczy, gdzie ani wiatru, ani łączności, tylko znoszące prądy… Wreszcie 5 września motorówka z Pond Inlet wychodzi po niego i wieczorem cumuje przy miejscowej kei. Nastały dni kolejnych inspekcji ze strony rządowej, próby naprawy przez odnalezionego mechanika, a nawet propozycja załadowania jachtu na statek i wywiezienie do Halifaxu. 12 września Grzegorz uruchomił silnik… Stwierdził, że przyczyna tkwila w stacyjce silnika, prawdopodobnie gdzieś na stykach. Nastąpiła seria prób i wielogodzinnej pracy silnika z manewrami włącznie, aby mógł opuścić port. 15 września wychodzi dwukrotnie. Za pierwszym razem słaby, przeciwny wiatr i prąd zmuszają go do ponowienia próby za kilka godzin. Tym razem już skutecznej.
Szczęście nie trwa długo. 18 września, po dwudziestu godzinach funkcjonowania, silnik odmawia pracy. Oznajmia to czarnymi spalinami i dymem z rozrusznika. Grzegorz obiera kurs na Nuuk oddalony o ca 700 Mm. Płynie kursem, wzdłuż którego akurat układa się tor wędrujących niżów, a tym samym ma słabe zmienne wiatry. Zimno, chłodno i głodno - tak można by określić tę część grzegorzowej odysei. Mgły, cisze i góry lodowe dopełniają krajobrazu. Nasza korespondencja dotyczy już głównie (oprócz komunikatów pogodowych) pomocy: zakupu i przesyłki potrzebnych części i organizacja holu na podejściu. Jestem w stałym kontakcie z kolegami ze szczecińskiego Klubu Kapitanów Jachtowych, z przyjaciółmi Grzegorza rozsianymi po Grenlandii - tam gdzie „Regina” zawijała, kontaktuję się z Jurkiem Kuśmiderem, Victorem Wejerem, który Arktykę zna na wskroś, z Maćkiem Sodkiewiczem, który dopiero co wrócił stamtąd.
Wszystkie te osoby w swoim zakresie pomagały zorientować się w możliwościach różnorakiej pomocy i jej organizacji. 24 września meldunek: „rolfok ukręcony, sztag cały”. Potem: „listwa rolera ukręcona, fok na karbińczykach (babysztag)”, a 25 września: „fale 6-8m, wiatr NNE niesie mnie, nic nie mogę zrobić, czekam aż się uspokoi”. Sprawa robi się oczywista: w tych warunkach dalej nie popłynie, trzeba organizować pomoc, która ściągnie go do najbliższego portu. Znajduję w internecie telefon i adres mailowy do policji w Nuuk, przygotowuję tekst i czekam na powiedzenie Grzegorza o potrzebie holu. W międzyczasie dzwonię do Maćka w Nuuk i uzgadniamy, że to on na mój sygnał powiadomi policję. Jestem także w kontakcie z Victorem Wejerem; radzi celować w Aasiaat. Przysyła mi mapkę na podejście, wie że można tam wejść na żaglach… Grzegorz jest na wysokości Disco Island i znosi go do tyłu… Jak się czujesz? - pytam, „ledwo zipię” - odpowiada.
Nie mam wątpliwości, dzwonię do Maćka w Nuuk, on na policję. Policja z Nuuk powiadamia policjantów w Godhavn, Ci zaś polecają, aby Grzegorz wystawił światło na burtę. „Jakie światło?! - pyta Grzegorz - nie mam krzty prądu”. Dobrze, że inReach zadziałał...
„Reginę” odnaleziono bez trudu, zaholowano do Godhavn. Stamtąd Grzegorz wystarał się o hol do Aasiaat. Tam przykra niespodzianka; horrendalna cena za slipowanie i postój na kei. Ale nie ma tego złego… Summa summarum odpadły koszty, które w konsekwencji okazały się żadne. Gościnność i uczynność tubylców oraz urok osobisty Grzegorza zaowocowały dobrym przetrwaniem zimy i przygotowaniem łódki do powrotu na żaglach.

Tekst: Andrzej Gryt
Ukazanie trasy na mapie Open CPN
Zygmunt Kowalski

Zrzut ekranu 64 2

Zrzut ekranu 65 2 2